Pat Metheny zaczął grać na gitarze w wieku 12 lat i od tego czasu się z nią nie rozstaje. Odnalazł w sobie powołanie, które skutkuje dzisiaj pozytywnie muzycznym wpływem na tysiące osób na całym świecie.
Nie zabiega o oklaski, a ma ich tysiące po każdym utworze. Nie interesują go pieniądze, mimo że ma ich mnóstwo. Dzisiaj ma lat 57, a wczoraj miałem zaszczyt być na jego koncercie w Poznańskiej Arenie.
Z pierwszym dźwiękiem zniknęła ostatnia wątpliwość, a każdy kolejny utwór dotykał mojej duszy. Jest to twórczość instrumentalna, ma w sobie tyle wyjątkowości, że dla mnie każdy z jego utworów mógłby się nazywać opowieścią o Życiu. Bo jest tam miejsce na wszystko- na każdą nutę. A każda nuta to emocja i myśl, radość i smutek, zagubienie i odnalezienie, problem i rozwiązanie, komplikacja i prostota, rozmowa i milczenie, pośpiech i odpoczynek, spokój i fascynacja.
Ze sceny oprócz światowego poziomu muzycznego, emanowała Prawda- absolutna autentyczność, poddanie się Muzyce.
Zainspirowany nie tylko samą osobą, ale nade wszystko przykładem jak pięknie można żyć- tworzyć, robić coś co się kocha, skupiać się na istocie- pragnę, aby poniższe pytania towarzyszyły mi każdego dnia:
Czy podążam za swoim sercem?
Czy skupiam się na tym, co naprawdę istotne?
Czy jestem twórcą czy tylko powtarzaczem?
Do usłyszenia *m*