Są dwa powody do pisania dzisiejszego posta. Po pierwsze zostałem po raz drugi wujkiem, po drugie mam znowu okazję spędzić trochę czasu z moją szybko rosnącą siostrzenicą.
Każdego dnia, gdy na nią patrzę, wstyd mi za siebie. Ta mała istota uświadamia mi, jak wiele klapek na oczach i ograniczeń ma już osoba w moim wieku. Jak zżera mnie (nas) schematyczność i wdzierające się w codzienne czynności powtarzalność i utrata świeżości.
Jednego dnia przechodzę koło kościoła i obserwuję scenkę pt. ojciec co chwilę upomina swojego synka. Mały biega, dotyka, cieszy się niezmiernie, a ojciec spięty, ze skwaszoną miną odbiera mu tą radość średnio co pół minuty. Mały cieszy się, że wziął do ręki mały kamień, ojciec rozgląda się i gotuje w środku- zastanawia się co ludzie powiedzą.
Myślę, że Monteskiusz miał rację, twierdząc, że zamiast mówić do innych: „Nie bądź dziecinny”, powinniśmy raczej mówić: „Nie bądź dorosły”.
„Dziecko zachowuje naturalne piękno, naturalną świeżość. Nie można tego powiedzieć o dorosłym. Jest zablokowany, zamrożony. Ustaje w nim swobodny przepływ energii, dlatego pojawiają się usztywnienie i obumieranie. Dorosły traci radość życia, pierwotny zachwyt i entuzjazm. Życie przestaje być dla niego owiane mgiełką tajemnicy. Osoba dorosła kieruje się racjonalnym rozumowaniem. Poezja i taniec przestają być dla niej wartościami. Życie traci smak” (Osho)
Gdyby rodzice przyłączyli się do swoich dzieci, wiele rzeczy odkryliby na nowo i docenili to, nad czym zwykle w ogóle się nie zastanawiają. Dzieci niczego nie robią połowicznie. Jeśli już czymś się zajmują oddają się temu całkowicie.
Uczmy się od dzieci beztroski i prostego bycia szczęśliwym. Uczmy się doświadczania życia wszystkimi zmysłami.
Pozdrawiam Cię dziecinnie