Budzik dzwoni o 5:55 a ja wcale nie myślę o tym, żeby go wyłączyć i spać dalej. Chcę wstać i wstaję, bo wiem że mam po co i wiem że zaraz poranna kawa swoim aromatem nastawi mnie na jeszcze bardziej przebudzony tryb. Kolejny raz zgodziłem się wziąć udział w projekcie, o którym niezbyt wiele wiedziałem, a jako że miał w sobie elementy muzyki i jakiegoś przesłania, to powiedziałem z automatu: “Ok, czemu nie?”
A potem okazało się, że muszę iść na próby, przewieźć cały mój zestaw perkusyjny na drugi koniec miasta, a później wstawać wcześnie rano, żeby grać koncert dla licealistów. Za darmo! Spędzając na tym czas, który mógłbym poświęcić na rozwijanie biznesu. I jakaś część mnie mówi wtedy: “po co znowu się zgadzałem, tracę swój czas, jestem zmęczony”. A ja sobie spokojnie tą część obserwuję, bo wiem że sobie chwilę pomarudzi i zaraz przestanie. Bo wiem, że jeśli coś się wydarza, to wydarza się zawsze po coś. Czasami po to, żeby nauczyć cierpliwości, czasami po to żeby przypomnieć sobie na nowo zrozumiane podstawy, czasami po to żeby kogoś poznać.
Tym razem- dzięki eksperymentalnemu koncertowi w grupie 30 osób- przypomniałem sobie doświadczalnie coś, o czym zdarzało mi się zapominać w obliczu codziennych zmagań i rutyny. Coś, co jest głównym motywem moich działań, a mimo to czasami mi umyka. Coś co jest proste, ale od czego odsunęliśmy się niewytłumaczalnie w jakimś dziwnym kierunku. Co to jest? Naturalna kreatywność i improwizacja.
Edukacja powinna się zaczynać od improwizacji.
Nigdy nie byłem w szkole muzycznej i przez to pewnie nie mam świetnego warsztatu. Nie jestem żadnym wirtuozem, ani muzykiem sesyjnym, który odegrałby nuty w idealny sposób. Ba, nie umiem nawet czytać dobrze nut. I jakoś nigdy nie była to przeszkoda do tego, żeby czerpać z muzyki to, co najpiękniejsze- swobodną ekspresję, wyrażanie emocji, eksperymentowanie, cieszenie się, wczuwanie się, bujanie się.
Muzyka to dobry przykład, ale ta zasada jest do zastosowania w każdej dziedzinie! W nauce języków, przemawiania publicznego, poznawania siebie, produktywności, komunikacji. Zacznij od improwizacji, od bezpośredniego doświadczenia bez żadnych ocen, ani sztywnych zasad. Poczuj swobodę działania, bądź z nim obecny, porzuć opór i kontrolę. Do zasad możesz się później odnieść, ale zachowaj istotę doświadczenia. Jego świeżość. Tam jest prawdziwe życie.
Muzyka, taniec, śpiew osadzają nas w naturalnej kreatywności.
Tak się dzieje pod warunkiem, że nie będziemy temu przeszkadzać. Bo muzyka, taniec i śpiew pochodzą od celebrowania życia, a nie od sztywnego jak kij w dupie odgrywania każdej nutki ze spięciem mentalnym, żeby tylko nie popełnić błędu. To nie błąd- to obłęd! Zabieranie tym dziedzinom tego, co jest ich istotą. Muzykiem nie jest ten, kto potrafi idealnie odtworzyć jakiś utwór. Muzykiem jest ten, który celebruje. I tą metaforę muzyka można też zastosować do większości dziedzin.
Jeśli wchodzi się w taką przestrzeń, to nie potrzeba żadnej innej, zewnętrznej, sztucznej stymulacji. I takie było też przesłanie koncertu, który zagraliśmy w trzydziestoosobowym składzie, składającym się głównie z młodzieży gimnazjalno-licealnej. Jeśli wejdziesz w taką przestrzeń, to rozumiesz że np. narkotyki nie mają sensu, bo lepszy efekt masz na zawołanie i to bez skutków ubocznych. Leszek Możdżer określa muzykę jako najwyższą duchową praktykę- jeśli się w nią wnika, to nie potrzeba niczego więcej.
Wczoraj o 23 poczułem impuls, żeby pójść pograć na ulicy. Wziąłem swojego steelharpa i przez pół godziny na poznańskim deptaku grałem w medytacyjnym stanie. Miałem zamknięte oczy i jak je otworzyłem okazało się, że stoi trochę osób, które słuchają tych kojących dźwięków. Dwójka Niemców zasugerowała, żebym poszedł grać na Rynek, to więcej zarobię. Odpowiedziałem im po niemiecku, że to nie moja praca, tylko wieczorna medytacja 🙂
m