Nie jestem wielkim typem buntownika. Nie kwestionuję wszystkiego i nie „walczę z systemem”, którego nie widać. Jednak nie jestem też konformistą, który wszystko przyjmuje na wiarę, w takiej wersji w jakiej coś zastaję.
Wpadłem na pomysł, żeby akceptując dorobek zacnych językoznawców, nie palić słowników języka polskiego, ale po prostu przemyśleć znaczenie pewnych słów. Czyniąc z tego zabawę, ale jednocześnie głębszy proces nadawania znaczenia kluczowym pojęciom w moim życiu.
W coachingu bardzo często zadaje się pytanie: co przez to rozumiesz? Dlatego, że percepcja każdej osoby jest inna, a więc dokładnie to samo słowo może mieć inne skojarzenie, inny obraz, inną definicję.
Proces, który zacząłem to coś jak tworzenie zabarwienia swojego życia. I tak jak nie mam za bardzo ochoty tworzyć nowej definicji krzesła, tak zastanowienie się nad pewnymi pojęciami, które są w moim życiu obecne jest naprawdę odkrywcze.
Mogą to być dziedziny, którymi się zajmujesz, miejsca i stany, w których przebywasz, albo aktywności na których spędzasz czas.
Jaka jest rola tej rzeczy w twoim życiu?
Gdybyś mógł zdefiniować ją na nowo, to co by to było?
Chciałbyś uczynić coś bardziej znaczącym i głębokim?
A może wręcz przeciwnie- sprawić, żeby było dużo lżejsze?
Może warto zdjąć ciężar noszony przez niefortunne, nietrafne interpretacje z przeszłości?
Pierwsze skojarzenie z danym pojęciem i główna metafora, która mu towarzyszy to drzwi wejściowe, które albo są zaryglowane, albo szeroko otwarte. Krótko mówiąc albo ułatwiasz sobie życie, albo je sobie niepotrzebnie utrudniasz.
Pamiętam jak na jednej z konferencji poliglotów, na której miałem przyjemność przemawiać, jeden z uczestników powiedział, że gdy widzi native speakera języka, którego akurat się uczy, to czuje jakby miał przed sobą prezent, który tylko czeka na rozpakowanie. Gdyby każdy miał taką definicję, to nie było by problemów z lękiem przed mówieniem (który w swojej istocie jest lękiem przez byciem odrzuconym).
Czy świadomie myślałeś kiedyś o tym, że możesz definiować rzeczy w swoim życiu na nowo? Nawet dla zabawy, dla stworzenia dystansu, dla złamania reguł. Reguły są przecież po to, żeby nam coś ułatwiać, a nie po to żeby je zawsze i wszędzie przyjmować bez żadnych uwag. Łamanie reguł jest ekstra!
Właśnie tworzę mój osobisty słownik transformacyjny (most). Poniżej kilka pierwszych przykładów:
Przywództwo– otwieranie z uśmiechem drzwi innym ludziom
Praca– zabawa w tworzenie, które przynosi wartość
Przemawianie– sztuka docierania słowem do umysłów, serc i dusz
Coaching– trzymanie lustra, wiara nie ludziom, ale w ludzi
Muzyka– magiczna przestrzeń pomiędzy ciszą i dźwiękami
Bieganie– bycie szybszym od swoich problemów
Dyscyplina– najwyższa forma wolności
Odwaga– działanie z poziomu serca, mimo strachu
Spójność– deklarowane wartości vs to co zapisuję w dzienniku
Spokój– zrozumienie, że zmiana jest jedyną stałą rzeczą
Problem– lekcja o dziwnej nazwie i formie
Pisanie– przestrzeń twórczo-terapeutyczna
Czytanie– wielokrotne mnożenie własnej mądrości
Medytacja– patrzenie poza granice iluzji cierpienia
Wielojęzyczność– bycie człowiekiem wiele razy
Trening– akceptacja chwilowego bólu w zamian za głęboką satysfakcję
Nawyk– prosto programowalny i przyjazny autopilot
Rytuał– działanie pełne wdzięczności i kunsztu
Sukces– błysk w oku i spokojny umysł
Do dzieła!