Gdy jakieś dwa tygodnie temu pomyślałem pierwszy raz o tym jaki był ten rok, to nie miałem żadnego efektu wow. W pamięci jako pierwsze pojawiły się raczej trudniejsze tygodnie- rozgryzanie wewnętrznych zagadek. Jednak po chwili mentalnego powrotu do przeszłości na pewno mogę stwierdzić, że to był bogaty rok. Bogaty w szerokim znaczeniu i akurat aspekt finansowy- który jest w najlepszym porządku- nie był tu najważniejszy.
Mam wrażenie, że każdy kolejny rok mija szybciej i właśnie pojawiła się pewnego rodzaju nostalgia, że 28 lat mojego życia mam już za sobą. Tak bardzo chciałbym złapać setki srok za ogon, być współczesnym człowiekiem renesansu. Tylko coraz częściej uświadamiam sobie jak wielu rzeczom muszę mówić nie. W przeciwieństwie do renesansu obecna ilość dziedzin i ich głębia wzrosła w takim stopniu, że bycie ekspertem w wielu dziedzinach to naprawdę trudna sztuka.
I muszę się pilnować. Po pierwsze żeby wybierać coraz bardziej świadomie. Po drugie żeby nie popaść w pułapkę traktowania życia jako listy rzeczy do odhaczenia- że niby im więcej tym lepiej. Niestety łatwo się w tym zatracić, gdy na każdej stronie w Internecie widzimy odnośniki do pięciu innych.
Pogrupuję w prosty sposób to co uważam za sukcesy i porażki tego roku:
Zacznijmy od sukcesów:
1. Przełom w wystąpieniach publicznych. Byłem na scenie około stu razy, przemawiałem na pięciu konferencjach, w tym na wymarzonym TEDx oraz na konferencjach poliglotów w Berlinie i w Serbii (Novi Sad). Poprowadziłem sporo warsztatów grupowych i to czasami za stawki, które wydawały się wcześniej nierealne. Grupy od ośmiu osób do ponad dwustu są zawsze inne, a ich dynamika mnie fascynuje. Nauczyłem się, że sztuka wystąpień to o wiele więcej niż mówienie. Jeśli podejść do tej dziedziny na poważnie (niekoniecznie z poważną miną), to jest to świetny sposób na praktyczny rozwój osobisty. Poczułem pasję i zdobyłem mnóstwo narzędzi.
2. Przełom w przywództwie. Nigdy wcześniej nie myślałem o sobie jako o liderze. Przez ten rok byłem prezesem klubu mówców Verbal Victory. Przez pierwsze pół roku nie rozumiałem tej roli i byłem prawie nieobecny, jeśli chodzi o inicjatywę i odpowiedzialność. Po jednym kryzysie jednak coś się odmieniło i zacząłem działać z innego poziomu- z poziomu wartości. Ale nie tych deklarowanych, tylko tych które przejawiają się w bardzo konkretnych działaniach. Prostota i konkretne działania okazały się elementami, które coś we mnie ruszyły. Poza klubem byłem w stanie na przykład sam przygotować, wypromować i moderować płatny event, na którym wystąpił mój przyjaciel hiperpoliglota z Włoch. Kiedyś nie był bym w stanie robić takich rzeczy.
3. Edukacja i korzystanie ze wsparcia innych. Byłem na wielu warsztatach i z większości z nich wziąłem wiedzę albo umiejętności, które realnie wykorzystuję. Skończyłem szkolenia z coachingu do International Coach Federation- najcenniejsza była na nich praktyka i wskazówki czterech doświadczonych coachów. Wśród szkoleń staram się robić dużą selekcję, żeby nie być szkoleniowym ćpunem. Miałem też trochę sesji indywidualnych z coachami, czasami pięknych, czasami niewygodnych, czasami uwalniających (ze łzami włącznie). Bardzo cenię sobie też moją grupę mastermind (z moimi przyjaciółmi z innych krajów) oraz męski krąg- wzajemne wyzwania, wsparcie i duży poziom otwartości. O tych inicjatywach napiszę wkrótce więcej.
Ponadto:
Dobra forma fizyczna, chociaż tylko jeden przebiegnięty półmaraton, bo nałożyło mi się kilka innych wydarzeń w czasie innych imprez biegowych.
Dłuższa praca indywidualna (coaching, mentoring) z kilkunastoma osobami, przy tym z efektów kilku z nich jestem naprawdę zadowolony.
Nagranie trzeciej płyty z zespołem (jeszcze nie wydana). To płyta, która jest muzycznie i tekstowo dojrzała i spójna, co jest fajnym następstwem naszej ewolucji jako członków zespołu.
Codziennie rytuały, które budują moją wewnętrzną siłę. Wykonywane przez kilka tygodni pod rząd zmieniają mój stan na duży plus.
A czego nauczyłem się z porażek:
1. Próba robienia zbyt wiele. To że jestem zajęty niestety nie oznacza, że jestem produktywny. A nawet jeśli jestem produktywny, to nie oznacza to że we właściwych rzeczach. To moja bolączka- rozkładanie energii na zbyt wiele dziedzin. Skutkuje to przyzwoitymi wynikami, ale na pewno nie wybitnymi. Zgadzam się masowo na spontaniczne spotkania, wyjścia i eventy, stwarzając sobie iluzję, że jak cokolwiek opuszczę, to będzie to ogromna strata. Nie widzę, że w ten sposób tracę coś innego- możliwość stania się w czymś wybitnym.
2. Słabe planowanie. Nie planowałem mądrze wypoczynku czy rozrywki. Przez to na przykład na przełomie lipca i sierpnia miałem przegrzanie systemu, lekkie wypalenie- długo zanim wyjechałem w końcu na krótkie wakacje. Brak planowania regeneracji do duży błąd. Kolejnym błędem jest działanie chaotyczne, które bywa co prawda kreatywne, ale też często niepotrzebnie stresujące (gdy na przykład przygotowuję wystąpienie dla 150 osób pół godziny przed nim).
3. Brak proszenia o pomoc. Jeszcze za rzadko wychodzę z prośbą o pomoc, zarówno jeśli chodzi o delegowanie zadań, jak i wsparcie przez kogoś gdy mam trudniejszy proces wewnętrzny do przepracowania. To że niby wszystko zrobię lepiej sam, albo to że jako rozwojowa osoba powinienem sam rozwiązywać wszystkie swoje problemy, to ograniczające mnie historie. Potrzebuję więcej zaufania i otwartości.
Ponadto:
Za mało intymnych relacji w stosunku do wielości kontaktów powierzchownych i small talku.
Mało pracy nad utrzymaniem poziomu języków w których mówię (poza angielskim) i bardzo mało pracy nad tymi, których się uczę.
Mało zaangażowania w działalność zespołu Zakręt i mało koncertów zarówno w zespole jak i na moim SteelHarp’ie.
Bardzo jestem ciekaw czego Ty nauczyłeś się ze swoich sukcesów i porażek 2014? Czasami więcej porażek to największy sukces i największe lekcje 🙂