Kupowanie i mnożenie szczęścia

Przed wyjazdem do Budapesztu na konferencję poliglotów, moja znajoma, która mieszkała kiedyś na Węgrzech, wręczyła mi mnóstwo monet lokalnej waluty (forinty), które jej zostały i leżały od kilku lat. Monety podwoiły wagę mojego ultralekkiego bagażu 🙂

Nie była to oczywiście duża kwota, raczej drobne, odkładane przez jakiś czas.

Mogłem oczywiście kupić sobie parę drobnych rzeczy i to byłoby ok. Postanowiłem jednak zrobić coś innego.

Po pierwsze od razu założyłem, że wesprę muzyków ulicznych. Sam czasami nim bywam, więc wiem, że docenienie w tej formie też jest ważne. Szczególnie w pamięć zapadł mi saksofonista grający nocami w przejściu podziemnym dużego skrzyżowania. Kilkukrotnie wsparłem go garścią drobnych 🙂

Po drugie moją uwagę przyciągnęła starsza babuszka, sprzedająca proste bukiety kwiatów, być może nawet własnoręcznie narwane. Wręczyłem jej garść monet, znacznie więcej niż sobie życzyła, a nowo zakupiony bukiet wręczyłem zupełnie obcej kobiecie. Dostałem w zamian szeroki uśmiech 🙂

Motyw z kwiatami potwórzyliśmy później ze znajomym, z kolejną staruszką która sprzedawała kwiaty w restauracji. Za pieniędze, które dostała, od razu kupiła sobie zasłużoną kawę 🙂 Był to piękny widok.

To bardzo proste sytuacje, które oprócz minimalnych kosztów wymagały ode mnie po prostu zrobienia czegoś inaczej i małego wyjścia poza moje ja.

A może jednak pieniądze dają szczęście? A może jeśli tak nie jest, to po prostu źle je wykorzystujemy?

 

 

Ten wpis został opublikowany w kategorii coaching. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz